Jako osobnik dość leciwy, buszujący
w necie od kilkunastu lat, czuję się znudzony tymi wiecznymi
próbami znalezienia odpowiedzi na nurtujące mnie od dzieciństwa
pytania. Wydawałoby się, że Internet jest tym medium, które
pomoże mi w tych odwiecznych poszukiwaniach. Niestety, większość
informacji to medialna papka nie mająca żadnej wartości.
Nie można wierzyć takiej Wikipedii,
którą tworzą tysiące ludzi o nieznanych nikomu kompetencjach.
Praktycznie każdy może każdą bzdurę wpisać do byle jakiego
hasła, zanim to zostanie zweryfikowane i ewentualnie osunięte,
wiele czasu upłynie a informacja pójdzie w świat. Doniesienia
naukowe na portalach informacyjnych, są czasami pisane przez takie
miernoty dziennikarskie, że czasami ręce opadają z wrażenia.
Pomyślałem sobie, jest przecież
alternatywa dla Internetu, jest Freenet. A więc zobaczymy co tam
jest. Ściągnięcie instalki i instalacja to kilka minut pracy, no i
jestem we Freenecie. Pomijam fakt, że wszelkie poruszanie się po
tej alternatywie trwa niezmiernie długo, tym bardziej, że mój
sprzęt jest tak samo leciwy jak ja. Nic ciekawego, stron polskich
bardzo mało, nie aktualizowane od co najmniej kilku lat. Nie wiem po
co wisi tam stara strona FRONDY, jakiś Katechizm Kościoła
Katolickiego i kilka innych, bez jakiejkolwiek sensownej zawartości
i sensu istnienia. Pewnie twórcy o nich zapomnieli.
Strony
obcojęzyczne, głównie angielskie i francuskie, sporadycznie
niemieckie, rosyjskie i hiszpańskie, kilka chińskich i japońskich.
Ich zawartość to głównie erotyka, warezy oraz bełkot różnorakich
ugrupowań prawdopodobnie działających nielegalnie. Czyli nic
ciekawego, w każdym bądź razie dla mnie. Podobno, aby dotrzeć do
lepszych treści trzeba być wprowadzonym przez kogoś kto tkwi tam
dłużej. Nie znam nikogo takiego, poza tym to co tam jest widoczne
nie leży w zakresie moich zainteresowań.
Odinstalowałem to badziewie. Wolę
poczytać jakąś tradycyjna książkę. Freenet to typowa ciemna
strona życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz